S., aby przyjął p. Modesta do swojego domu zdrowia, a ten ci odmówił!
Aniela krzyknęła i porwała się biegnąc ku panu Augustowi, jakby pod jego chciała się oddać opiekę.
Słomiński widząc, że dalsze udawanie do niczego nie prowadzi, pogardliwą zrobił minę.
— Chciałem pannie Anieli oszczędzić przykrości... nie doprowadzając tej sprawy do ostatecznych granic — wyzywacie mnie... bardzo dobrze! A zatem tak jest — chciałem i chcę Modesta wyleczyć, majątek ocalić, a pannę od tego obronić, aby głupstwa jakiego nie popełniła. Chciałem tego, chcę i mam prawo żądać tych rzeczy, a wstydzić się ich nie potrzebuję. Nie mogę dopuścić, aby pan Modest nasze poczciwe imię dawał na pośmiewisko. Tak jest! tak jest! — powtórzył razy kilka z gniewem chodząc po pokoju.
— Tak jest? o cóż idzie?
— Opieki nad chorym ojcem, nikt córce wydrzeć nie może — przerwała w tej chwili panna Aniela z największą egzaltacyą — a nad majątkiem zdaje mi się, że nikomu innemu jej nie przyzna żadne prawo tylko zięciowi. Pan Eljasz Rżewski ma moje słowo i przyrzeczenie.
Pan August spojrzał na nią zdumiony razem i przelękły, wiedział bowiem, że dopuściła się heroicznego kłamstwa... Nie okazał jednak po sobie zdumienia i podając rękę pannie Anieli, drżącą, niemogącą wymówić wyrazu, wyprowadził z pokoju. W kurytarzu panna Aniela musiała poszukać ławki i siąść, gdyż po wysiłku nadzwyczajnym, jaki ją rozmowa kosztowała, opuściła ją sił reszta. Pan August musiał pobiedz po wodę i cucić na poły omdlałą.
Pan Eustachy zostawszy sam długo się z miejsca nie ruszył.... stał wryty.... osłupiony — wściekły na siebie. Co miał zrobić z tym zapowiedzianym wieczorem??
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.