stwa, bo pan Eliasz umiał je w sobie poskromić i litość czuł nad biednym starcem obłąkanym — mówił dalej coraz poufniej:
— Nie byłem dobrze poinformowany, jakie zaszły zmiany w Rzeczypospolitej — mnóstwo mnie spotyka niespodzianek. Przeszłości z tą teraźniejszością pogodzić nie umiem jeszcze.. ale — oswajam się powoli. Poczekał trochę na odpowiedź, a nie odbierając jej, mówił zwolna.
— Jestem tedy zesłany tu, incognito, w celu zbadania gruntownego, co się z tą naszą nieszczęśliwą Polską stało — a widzę, że czas był aby z góry o tem pomyślano jak radzić — bo dyable źle jest u nas. Nie spodziewałem się takiego upadku. Co najgorzej, z koleiśmy się wyrwali, tradycyi pozbyli, rozpierzchnęli, rozleźli, ten do Sasa ów do lasa...
Znowu spojrzał Rżewskiemu w oczy — a ten milczał nie wiedząc czy ma potakiwać, czy badać, zaprzeczać czy milczeć. Ostatnie zdawało się najbezpieczniejszem.
— Ja się w tem wszystkiem rozpatrzeć muszę, mówił stary, i w górze zdać raporta. Należy coś radzić. Bezkrólewie u nas kompletne — formalne interregnum, bez Prymasa, nawet sądy kapturowe się zbłąkały i powagi nie mają. Gdyby tak dłużej iść miało, przepadniemy; a Polska ginąć nie powinna i nie może... Prawda? zapytał wlepiając oczy w towarzysza.
Ten, głową tylko, dał znak potwierdzający i — jakby rady zasięgnąć pragnąc, co ma uczynić z biednym obłąkanym, popatrzał na córkę — która oczyma proszącemi miłosierdzia wejrzała na niego. Łzy się w nich ciągle kręciły.
Pan Eliasz Rżewski był chłopakiem żywym wprawdzie, ale dosyć rozsądnym — umiał się więc do każdego zastosować położenia. Stary pan przysunął się do niego, okazując wielką jakąś sympatyę. Białą swą rękę wyciągnął ku jego dłoni i uścisnąwszy ją,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.