Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

Pan August chwycił ją za rękę i łysą głowę odkrywszy, pocałował w milczeniu, z poszanowaniem.
— Niechże się pani uspokoi — rzekł — ja tylko pozwolę sobie powiedzieć jedno słowo, że to coś pani rzekła, gdyby się mogło sprawdzić, jabym do nóg jej upadł za mojego Jaszka szczęście dziękując, a za niego i siebie ręcząc, iż najczulszą opieką otoczylibyśmy jej ojca.
Lecz niech się pani nie lęka, abyśmy nadużyli jej położenia, abyśmy chcieli korzystać z niego. Masz pani przed sobą ludzi czystej myśli i sumienia...
— A! radź że mi pan co mam począć? co robić? jak się bronić? Co powiedzieć ojcu, aby go od tego wieczora odciągnąć, nie czyniąc mu przykrości, nie pobudzając rozdrażnienia?
— Pan August się zamyślił długo.
— Radziłem się doktora — rzekł — mówiliśmy z nim obszernie... I on i doktor S... są tego zdania, że w chorobie podobnej z wielkim skutkiem użyć można oddziaływania silnego przez rzeczywistość na fantazyę... Nie śmiem pani powiedzieć, cośmy uradzili — lekarstwo wyda się może nazbyt heroicznem, ale zbawiennem być może.
— Cóż to jest? — zapytała panna Aniela.
— Musimy się dopuścić kłamstwa.. — mówił pan August — Trzeba skomponować telegramem, że u nich w Zerebach dwór, zabudowania, sterty, obory... słowem wszystko spłonęło. Wyjazd natychmiast okaże się koniecznością. Pozwolicie nam towarzyszyć sobie. Ja w drodze potrafię pana Modesta zwolna do tego przygotować, by mu odkryć prawdę całą. Sprzeciwić się odwiedzeniu brata w inny sposób, niepodobna, mogło by go to wyexagerować. Strata znaczna zmusi go myśleć o sobie i wrócić do rzeczywistości.
Panna Aniela nie zdawała się podzielać zdania doradcy, dziwnie jej ono brzmiało w uszach, lękała