Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

wynajdując w niej stronę boleśną, o swojem hetmaństwie zapominać się zdawał.
Rżewski tymczasem spieszył do Hotelu, i pana Eustachego... który jeszcze siedział rozmyślając o swej niefortunnej przegranej. W progu zobaczywszy nienawistnego człowieka, wstrząsał się cały.
— Przychodzę, odezwał się August, w poselstwie od p. Modesta. Odebrał w tej chwili telegram z domu i natychmiast wyjeżdża, służyć więc panu wieczorem nie będzie.
Rzuciwszy te słowa wyszedł.
Gdy powrócił nazad, Słomiński wstał dopytywać co brat mówił, a panu Augustowi nie zabrakło wyrazów na odmalowanie jego współczucia i żalu...
— Nie przyjdzie do mnie? zapytał pan Modest...
— Ma już gości jakichś, których się pozbyć nie może — odparł August, zdaje mi się, że jakiś interes... Kazał cię pożegnać.
Wieczorny pociąg zabierał z sobą do Krakowa Słomińskiego z córką... którym towarzyszyli dwaj Rżewscy... Oprócz tego przeprowadzała ich Dyzia i dr. Hurko.
Niespodzianie na dworcu kolei znalazł się hr. Panter i Paschalski, oba z kondolencyami, gdyż fama ich już doszła o nieszczęściu, jakie Słomińskich spotkało.
P. Modest zachowywał się spokojnie, wcale nie wydając się ze swą słabością i przygnębiony poniesioną stratą. Panter, który już był po danem słowie z Baronową, kazał sobie winszować i nie krył się wcale ze szczęściem swojem. Paschalski udawał dobry humor, żartując sam z siebie... a winszując Eljaszowi, który ramionami ruszał i wypierał się absolutnie małżeństwa, o którem już wszyscy mówili głośno.
— Byłem u pana Eustachego — szepnął Paschalski Augustowi — nie wiem jak sobie da radę z dzisiejszym wieczorem i zaproszonemi gośćmi, gdyż jak żyję’m go w humorze tak okropnym nie widział jeszcze... Nigdy też nie poszkapił się tak fatalnie jak dzisiaj...