Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

ści. Pan Eljasz, który dotrzymał czego jego charakter kazał się po nim spodziewać, był w istocie najpowolniejszym i najlepszym z mężów, całował ręce żony i robił święcie co kazała. Kochał ją szalenie i zawczasu sobie wygodne miejsce pod pantofelkiem zamówiwszy miał nadzieję, nigdy nie być ztamtąd wyrugowanym...
Aniela kochając, zarazem widziała potrzebę władania nim, miał bowiem tyle tylko energii, ile mu jej rozkazy nadawały. Bez Anieli nie umiałby sobie rady dać na świecie.
Stryj August zawczasu widać poznawszy to usposobienie, tak pragnął go ożenić po swej myśli i oddać w ręce zacnej, dobrej istoty, coby woli i rozumu miała za dwoje.
Choć więc pan Eliasz różne dosyć niepochlebne rzeczy słyszał już o Dyzi, nie sprzeciwił się wcale żonie, gdy zażądała się z nią widzieć, i przyrzekł nawet zostawić je sam na sam dla rozmowy.
Młoda pani Rżewska miała adres przyjaciółki, która do niej pisywała, zatelegrafowała więc, o której będzie w Wiedniu i w godzinę po przybyciu, dwie panie już się serdecznie ściskały, siedząc w osobnym pokoju pod „Węgierskim królem.“
Dyzia, która się nic a nic zmieniła i mimo zmartwień, na jakie się uskarżała, wyglądała jak różyczka, a strojną była jak dama dworu cesarzowej Eugenii, padłszy w objęcia Anieli, wśród powinszowań jej, dopytywań i t. p. rozpłakała się rzewnie nad swoim losem...
— Ale powiedzże mi, co się z tobą dzieje? co to jest? z listów twoich nic zrozumieć nie mogłam...
— Zaczekaj — powiem ci wszystko, nie będę nic ukrywać, lecz naprzód ty mów mi o ojcu, o sobie — jak się to wszystko skończyło — jak się ma twój biedny stary... czy choć ty jesteś szczęśliwa...
— Dotąd, moja Dyziu nie dziw wcale że szczęśliwą jestem — odpowiedziała Aniela z uśmiechem, kilka