Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

siał portret ten nieszczęśliwy — a zobaczywszy, że go tam niema, odetchnął lżej i z jakimś pół uśmiechem spojrzawszy na mnie, nic nie mówiąc, uściskał...
Z niezmiernym zapałem wziął się potem do gospodarstwa swojego i czynnego życia, a wkrótce wybrano go do Rady powiatowej, której jest jednym z najczynniejszych członków.
Eliasz zaczął bywać u nas coraz częściej, w pół roku oświadczył mi się, przyjęłam go, ojciec mój także... naznaczono termin ślubu... i oto masz całą historyę najszczęśliwszej z młodych mężatek...
— A stryj? zapytała Dyzia...
— Stryj, — będziesz się śmiała gdy ci powiem, pogodził się z nami. Oburzał się okrutnie na potwarz jaką nań rzucono, dowodził, że doktor S. — go nie zrozumiał, i chciał mu proces wytoczyć... ale do tego nie przyszło. Uradziliśmy wszyscy, że przyjmujemy za dobre co mówił, że szło tylko o opieką czułą, o ratowanie nas, i że źli ludzie z siebie sądząc, obmówili go niegodziwie. Wprawdzie widujemy się rzadko z p. Eustachym, ale stosunki zostały zawiązane nanowo... i przeszłość się szczęśliwie zawarła...
No — ale ty Dyziu? ty — mów że mi o sobie...
Dyzia zaczęła od tego, że sobie batystową chusteczką śliczne oczki zakryła, i chciała koniecznie zapłakać, co jej jakoś się nie udawało.
— Wystaw sobie, mój aniele — zawołała — wystaw sobie co to za nikczemny ten Anzelm mój, co za niewdzięcznik z tego człowieka, którego ja kochałam, któremu poświęciłam wszystko. Pamiętasz, naówczas nasz spacer po Praeterze.. spostrzegłam go z aktorką z Leopoldstadtu, proszę cię — o sześć lat starszą odemnie, i osławioną. Zrobiłam mu zaraz awanturę, ale mi się zaparł i zaklął. Śledziłam jegomości... i schwytałam nietylko czułe a dowcipne liściki, które do siebie pisywali, ale ich samych na wieczorku tête a tête. Tego już było nadto. Anzelm mi jeszcze zrobił awanturę... Poczekajże! kiedy tak, to tak. Mówiłam ci