Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

znali, nie sądzili tak bardzo złym i niebezpiecznym jak był. Niektórzy, obałamuceni pozorną dobrodusznością, mieli go za istotę mierną i obojętną, a w pewnych danych razach, dającą się nawet zużytkować. W towarzystwach, do których się wciskał, Paschalski nie był zawadnym, gdyż umiał zręcznie zrobić z siebie co było potrzeba, grał rolę, jakiej wymagała chwila, bywał pobożnym aż do fanatyzmu w towarzystwie starych pań, libertynem z młodzieżą, ze spekulantami giełdziarzem. z literatami miłośnikiem poezyi, ze smakoszami gastronomem, a z anachoretami gotów był pościć o chlebie i wodzie, byle nie długo, a nadewszystko, gdy mu się to na co przydać mogło.
Żartował sobie potem zarówno ze wszystkich... Dla swych dawnych współwyznawców był nielitościwym. (Utrzymywano że ojca żyjącego miał w łapserdaku, do którego się nie przyznawał). Tak samo szydził z fanatyków wyszedłszy z ich towarzystwa i konceptami rzucał na niedowiarków. Słowem, oprócz niego samego nie obchodziło go nic.
Tak samo w przekonaniach politycznych, kierował się tylko potrzebami chwili — był austryackim schwarzgelberem zagorzałym w Wiedniu, patriotą polskim we Lwowie, czcicielem tradycyi i konserwatystą w Krakowie, wielbicielem Rossyi gdy jechał do Warszawy, admiratorem, dostawszy się do Berlina. Na prawdę ostatni mu najwięcej imponował, bo dla Paschalisa siła — była jedynym Bogiem.
Jak nikt nie wiedział zkąd doszedł do dwóch wsi i znacznych (których się domyślano) kapitałów, tak też nikt nie mógł wyjaścić, gdzie i jak się wychował
Jak on cały, tak i to było zagadką. W salonie umiał się znaleść, prawie nie narażając na śmieszność, chyba tem, że salonowe obyczaje — nie czując miary — trochę przesadzał. Mówił wybornie i „z szykiem“ po francusku, po niemiecku jak wiedeński „stutzer“, po polsku czytał i poprawnie, po włosku wcale nie źle,