Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

a po angielsku z biedy się mógł rozmówić. Pod tym względem nie dorównał mu żaden portjer wielkiego hotelu stołecznego.
Co więcej daleko. Paschalski czytał dużo i tak umiał się wywinąć z rozmowy o literaturze, iż się nigdy nie skompromitował. Takt miał nadzwyczajny — milczał, uśmiechał się, mruczał i zastawiał takiemi ogólnikami, z których można było bezpiecznie. jak z wexlu na kolei żelaznej, pojechać w prawo i w lewo.
Rżewski spotykał go we Lwowie w rozmaitych towarzystwach, nie miał dlań szczególnej sympatyi, ale go znosił. Pan Eljasz bowiem wielkim znawcą ludzi nie był, życie nie tak bardzo dawno rozpocząwszy na omyłki był narażony.
Uderzyło go to mocno, że panna Aniela. tak się przed wzrokiem Paschalskiego ukryła z pewną trwogą.
Zdala zobaczył go, niby obojętnie przechadzającego się po peronie, niby ani patrzącego na wagony — ale zarazem, wpatrując się uważniej, dostrzegł iż na zawrocie oczyma badał co się w ich wagonie działo — jakby się chciał przekonać kto tam siedział...
Przystanek był dosyć długi, poczta wypakowywała tłumoki i zabierała ztąd nowe. Paschalski po pewnym namyśle, poskoczył do swego wagonu, pochwycił torbę elegancką, na której widać było baronowską koronę, i przypadł do drzwiczek, które otworzył... Panna Aniela wstrzęsła się i zadrgała cała. Zajrzawszy, już nogą stał na stopniu aby wnijść, gdy kobieta, jakby o ratunek prosząc, strwożona spojrzała na Eljasza, a ten zrozumiawszy ją, podbiegł i zaparł sobą drogę natrętowi.
— Wszystkie miejsca zajęte! — zawołał stając we drzwiczkach.
— Jakże zajęte? zapytał zmięszany zjawieniem się jego Paschalski. A! to wy, kochany Eljaszku... ale...
— Proszę cię — mówię — zajęte...