Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

— Z imienia i z widzenia — ale osobiście — nie...
— Jest to mąż wielkiego poświęcenia... człek ofiarny! rzekł Słomiński. Wysoce go szacuję... rozumu wiele, charakter energiczny. Takich by to nam potrzeba.
Aniela drgnęła prawie nieznacznie, Eljasz, który może zdania tego nie podzielał — zmilczał. Stary popatrzał się na własne ręce i zadumał.
Jak gdyby pierwsze zwierzenie się przed Rżewskim wyczerpało go, stary długo do rozmowy nie wracał, nie mówił już nic, zdawał się przybity i smutny.
Tak cały niemal dzień upłynął. Nad wieczór dopiero przechylił się ku Eljaszowi.
— Zdaje mi się... ale nie jestem tego pewnym, bo pamięć mam osłabioną... często mnie ona zawodzi. Zdaje mi się, że wyznałem przed panem kim jestem w istocie. Tak? proszę więc o tajemnicę... Im bardziej się zbliżamy do Wiednia, tem należy być dyskretniejszym. Policya, szpicle, szpiegi, denuncyacye... moskiewscy ajenci... pruskie psy gończe... wszystkiego tego pełno. Gdyby tylko zwąhali kim jestem i co im grozi — Amen mnie.
Rżewski pospieszył go zapewnić najuroczyściej, że na niego rachować może.
— Bo widzisz — szeptał stary ożywiając się — gdyby się domyślili, że mam misyą spenetrowania jak tu rzeczy stoją, od samego Boga Ojca — dopiero by był strach! Jeszcze się go boją! A wiedzą że mnie ani zastraszyć, ani przekupić, ani zbałamucić nie potrafią — to darmo! oho!
Spojrzał bystro i znacząco...
— Możesz pan łatwo zmiarkować jakiej to wagi jest dla ojczyzny naszej: gdy Pan Bóg się dowie raz dokładnie i dokumentalnie co z nią ludzie bez jego wiedzy zrobili...
Jemu tam od 1772 roku ciągle fałszywe zdawano raporta... jedni przekupieni, drudzy aby nie martwić staruszka... Ja mu powiem całą prawdę, co bę-