Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

Przy wielkiej grzeczności i uprzejmości była dlań tak zimną, tak małomówną, tak jakoś do końca obcą — jakby do tego rodzaju poświęcenia, najmniejszej nie przywiązywała wagi.
Ponieważ stary Fedorowicz, sługa pana Słomińskiego, mało z domu wyjeżdżał, na kolei wcale sobie rady dawać nie umiał, i jego więc nietylko zastępować musiał Rżewski, ale się nim opiekować po troszę.
Gdy nareszcie przybyli do Wiednia i wedle starego obyczaju, zażądali jechać do Stadt Frankfurt, nie wiedzieć dla czego, pan Eliasz, który zwykle stawał po większych hotelach, postanowił towarzyszyć Słomińskim.
— Jeśli pani pozwoli — rzekł na Banhofie, pomagając do odbierania pakunku, stanę w tym samym hotelu co państwo. Naprzykrzać się im nie będę — ale, w razie potrzeby, będzie się pani mogła mną posłużyć. Znam Wiedeń doskonale, do roboty tak dalece niemam nic, a tu czy tam stanę, wszystko mi jedno...
Panna Aniela się nieco zarumieniła, trochę zdawała namyślać, spojrzała chłodnemi oczyma na grzecznego młodzieńca — i niemym tylko odpowiedziała mu ukłonem. Było to niewątpliwe przyzwolenie.
Pan Eliasz więc wziął drugą dorożkę i kazał się za Słomińskiemi wieźć do Stadt Frankfurt.
Dla czego to czynił, sam dobrze nie wiedział. Panna mu się tak bardzo nie podobała, żeby aż szalał za nią, stary go więcej śmieszył swoją niedolą, niżeli przywiązywał do siebie. Lecz obawa Paschalskiego, pewny wstręt do hrabiego Pentego, jakieś dziwne na widok ich wzdryganie się panny Anieli — odkryły mu część tajemnicy, którą był rad i ciekaw zbadać.
Ci ludzie widocznie także radzi byli w ślad iść za Słomińskiemi, w jakimś celu, bo hrabia Penter oświadczył głośno, że zawsze nie gdzie indziej stawał i staje, a Paschalski dopadł do zamówionego dorożkarza, dał mu papierek w rękę, i adres od niego dostał, dokąd jadą.