Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

Eliasz kończąc ubranie. Znajomość ograniczyła się tem, żeśmy wymienili nazwiska.
— A jednak! o figlarzu ty! stanąłeś dla nich umyślnie we Frankfurcie — rzekł Paschalski śmiejąc się ciągle. Panna ładna, nie przeczę — tylko po przyjacielsku, uprzedzić muszę, — bo ja ich dawniej znam, że — próżne marzenia i starania, stary — dziwak, ona też w zbytnich pretensyach. Lada szlachetka, jak my, posunąć się tam nie może...
A cóż myślisz robić w Wiedniu? — dodał. Juści nie spiskować? choć ten twój ranny gość dałby do myślenia — bo, coś mi na konspiratora wygląda...
— Konspiratora przeciw kieszeni — roześmiał się Rżewski — ja go nie znam.
Rozmowa się przerwała, Paschalski mimo to siedział, widocznie mu jeszcze o coś chodziło.
Zaczął dopytywać, usiłując dobadać co Rżewski z dniem pocznie, gdzie i o której godzinie jeść myśli, czy będzie na obiedzie w hotelu, w którym na górze jest sławne jedzenie.
Szło mu widocznie aby się coś jeszcze o Słomińskich dowiedzień, że pan Eliasz mu w tem usłużyć nie mógł, bo i sam nie był uwiadomiony, a nie rad też mu posługiwać. Wietrzył jakąś intrygę, która w nim poczciwy wstręt obudzała.
Paschalski mimo swej śmiałości, poczuwszy że tu jakoś nie idzie mu łatwo, zaczął mówić o czem innem.
— Hr. Pentera znasz?
Z widzenia tylko.
— A, i ten tu już się znalazł? Bardzom ciekawy po co?
Słyszałem parę słów, które mówił do starego, o sprawach delegacyi, o kraju... gra rolę polityka!!
Rozśmiał się.
Jak gdybyśmy nie wiedzieli że przyjechałby starać się o koncesyę, a kto wie czy nie o portfel ministeryalny. W naszej poczciwej Austryi wszystko mo-