Rozpoczął już cichą rozmowę ze swym sąsiadem, w którym łatwo było poznać typ biurowej ekscellencyi, wyrosłej w papierach od konceptuatu... — gdy — we drzwiach się ukazał Rżewski. Rzucił okiem po pokojach i stanął chwilkę, jak by niepewien gdzie usiędzie. Właśnie Paschalski też miejsca sobie szukał, mocno na to zważając, aby się nie spospolitować, i usiąść jak najwyżej — jak najdostojniejszych mając przy sobie sąsiadów.
Rżewski wszedł do drugiego pokoju, gdzie zwykle jadała polska delegacya — i tu usiadł w kątku. Paschalski też nie znalazłszy przyzwoitszego pomieszczenia — przysiadł się do niego.
Wkrótce potem zamaszysto wszedł do tego samego pokoju, widziany już na stacyi młody Troiński, rozpatrzył się w koło, i, nic nie mówiąc, siadł naprzeciw nich, u jednego stołu. Kiwnięto sobie głowami.
Na twarzy Paschalskiego odmalowało się nieukontentowanie, zaczął przed obiadem zęby wykalać, nie mając co robić — na cetel spoglądał pogardliwie... Parę razy, niby porozumiewając się, spojrzał na Rżewskiego, ubolewając, że im ten natręt rozmowę poufałą mięsza. Troiński wziął tymczasem Nową Pressę i cały się w niej zatopił.
Rżewski rzucał oczyma ku drzwiom, być może spodziewając się przybycia Słomińskich — ale niedoczekawszy się ich, wkrótce potem, godząc się z przeznaczeniem, począł jeść zupę... Milczeli wszyscy...
Byli przy rybie, gdy niespodzianie, ukazał się ranny rycerz, pan Ernest Zabawa Zielonowski, a spostrzegłszy pana Eljasza starał się wyraźnie przysiąść jak najbliżej koło niego. Lecz że miejsca innego nie było próżnego, zajął krzesło wakujące przy Troińskim.
Paschalski zmierzył go oczyma i zrobił minę taką jakby mu to apetyt odbierało. Przybyły bardzo śmiało począł się rozporządzać w hotelu, i przywitaw-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.