Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

W życiu publicznem i prywatnem, była to resztka tylko, spruchniały kołek w płocie, stojący na swem miejscu, więcej siłą tego co go otaczało, niż własną. W istocie pan Radzca von Dornbach był dwa razy żonatym, z bardzo pięknemi paniami, dzieci już porozposażał, synowie byli w wojsku, po biurach, córka zwodziła męża — on sam miał zabezpieczoną emeryturę, majątek, krzyże, rangi — był raz nawet o włos od portfelu, w chwili gdy już zań chwytał, popadłszy w niełaskę — dostał był nawet dymissyą, z której zwycięzko na wyższe miejsce powrócił. Słowem był pod wozem, na wozie, patrzał na niestałosć rzeczy ludzkich, wybitniejszą w Austryi niż gdzieindziej — i — teraz — po obiedzie poglądał okiem chłodnego politowania na tok spraw tego świata...
Hrabia Panter, obok niego, wydawał się, mimo wieku już nie zbyt młodego, mimo otyłości, niemal dziecinnie żywym i namiętnym. Dornbach go słuchał, paląc austryackie cygaro (pod które wprzódy trzeba było ogień długo podkładać, nim się zażegło) — tak jak się słucha mruczenia strumienia, nie przywiązując najmniejszej wagi do tego szmeru.
Przed nim, hrabia Panter, odegrywał rolę ministeryalnego, lojalnego, oddanego dworowi człowieka — ale po cichu i po niemiecku, aby go w drugim pokoju nie słyszano. Dornbachowi zdawało się to dla monarchii austryackiej zupełnie obojętnem. Niekiedy z ukosa spozierał na mówiącego tak, jak się spogląda na pokazującego sztuki kuglarza, i pykał ciągnąc pracowicie dym z tego nieszczęsnego produktu fabryki narodowej, z którego dobyć go tak było trudno jak polityczną myśl z rządu państwa.
— Szanowny pan Radzca — mówił, raczysz tam słówko, przy zręczności rzucić prezesowi gabinetu... ja mu się podejmuję naszą delegacyę poprowadzić gdzie będzie potrzeba, tak że ona o tem sama wiedzieć nie będzie. Ja ich tu wszystkich na wylot znam, wiem o czem i jak mówić do każdego z nich, i jak go skap-