Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

iż zapomniała mu nawet o przejażdżce z Dyzią oznajmić — i dopiero pod koniec obiadu, uwiadomiła go o zrobionym projekcie.
— Jak skoro jej przyrzekłaś — bardzo dobrze, odezwał się ojciec — ale tobie się nie chciało nawet na dół zejść, a mnie będzie równie ciężko pokazywać się na Praterze... ja sobie posiedzę w domu...
— Nie, kochany ojcze, pojedziesz z nami, albo ja zostanę z tobą — odparła Aniela.
— Strasznie się stałaś despotyczną — westchnął Słomiński. Córka pocałowała go w rękę.
Na tym wesoło wyrzeczonym zarzucie, skończyła się opozycya ojcowska. Dzień dosyć był piękny, jak rzadko bywa w Wiedniu na wiosnę, Dyzia wystrojona zupełnie inaczej niż była rano, zajechała powozem, dla zabrania przyjaciółki. Stary się trochę przybrał i siadł z niemi, prawie nie mówiąc słowa.
Zdawało się jednak później, iż go dosyć bawi i rozrywa przejażdżka. Wyelegantowani jezdzcy, przepyszne ekwipaże wyciągniętym kłusem przerzynające się i ścigające po Praterze, strojne pieszych widzów tłumy, cały ten ruch stołeczny, zdający się kwitnący kraj i miasto zamożne i szczęśliwe oznajmywać — trochę rozjaśniły mu twarz chwilowo. Ale natychmiast posmutniał znowu, patrząc z politowaniem jakiemś na te saturnalia płochego syna marnotrawnego, dożywającego resztek mienia i siły.
Dyzia była w najlepszym humorze, co chwila ukazywała kogoś, opowiadając to na ucho, to głośno, historye różne:
— Patrz proszę cię, to bankier N..., który dwa razy likwidował — bardzo zręczny i bogaty człowiek. — Patrz — to były minister... to ekwipaż posła... to konie hrabiego, który długów nie płaci, ale ma najpiękniejszą stajnię w całym Wiedniu.
Postrojone bardzo wytwornie kobiety, które ściągały uwagę Anieli, Dyzia witała uśmiechem dwuznacznym i ruszeniem ramion. Było ich bardzo wiele.