Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

korzystając z przypadkowości zebrania tylu parlamentarnych i społecznych znakomitości naszych... jakie tu widzę — nie należałoby wnieść na stół, do poufnej narady — spraw naszych krajowych?
Niema tu między nami gorętszego patryoty jak nasz czcigodny gospodarz — niech on nam prezyduje — nauczymy się od niego najlepiej dokąd idziemy i dokąd iść powinniśmy... a skierujemy się wszyscy ku jednym celom.
Spojrzał na Słomińskiego, temu oczy błyskały.
— Mam prawo to żądanie wnieść w imieniu kraju, choć maluczką jego jestem cząsteczką — dodał. — Milczeli wszyscy, spoglądając po sobie. Hrabia Panter, który stał słuchając, jedną ręką w bok podparty, drugą po pańsku założywszy za kamizelkę — burknął tylko:
— Dajmyż pokój, tu nie klub, ani posiedzenie kółka, tuśmy się przyszli do szanownego gospodarza — rozerwać, pośmiać, wytchnąć, a nie zagryzać.
Nikt nie poparł Paschalskiego, który nie stracił jednak nadziei, iż gorącem słowem starego wyciągnąć musi...
— A tak! tak, — rzekł z uśmiechem — takie to dziś czasy nastały — bawimy się, rozrywamy, gdy najwięcej by myśleć i pracować przystało...
Nie było, niema i nie będzie kraju, w podobnem do naszego położeniu — łódka skołatana bliska zatonięcia, a pan hrabia odsyła nas do klubu i rozrywać się każe...
Słomińskiego ta deklamacya, obrachowana do podziałania nań, poruszyła nieco — ale się powstzymał, a Paschalski po krótkiem milczeniu, mówił dalej...
— No, to jeśli o poważniejszych rzeczach nie wolno nam mówić, możebyśmy w ciuciubabkę zagrali? Cha! cha! Widzę na obliczu czcigodnego naszego gospodarza, na jego senatorskiej twarzy... Stary drgnął...