Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

do siodła. Zaiste — wyraz wielki... bo w tradycyi jest i ten instynkt, o którym to ktoś wspomniał i rozum i zdobył doświadczenie i wszelkie nasienie przyszłości... ale trzeba to pismo hieroglyficzne zrozumieć, a myśmy się go czytać oduczyli!
Stary mówił gorąco. Aniela drżała, aby nie zaszedł za daleko, twarz jej okrywała się bladością.
W tem maleńki, w szaraczkowej kapotce człowieczek, ze startem obliczem, w którem, oprócz oczów iskrzących, nic widać nie było, bo nos prawie nie rzucał cienia, tak spłaszczony a usta ginęły w bladej twarzy — szepnął po cichu:
Święte słowa! wszystko spoczywa w tradycyi — a na wierzchu tej skrzyni co ją zawiera, leży biblia i różaniec.
— Tak jest! czołem przed tą co nas wychowała i wykarmiła — zawołał Słomiński — ale sięgnij no pan głębiej do skrzyni... Znajdziesz tam pod biblią Bibliotekę Fratrum polonorum i pisma Socyna obok namaszczonych pism Skargi, i hebrejskie dziesięcioro i kawałki Alkoranu... bo tam jest wolność sumienia i przekonań...
Nego, rzekł ostro mały człowieczek... spalono w końcu Łyszczyńskiego i precz wypędzono Arjanów...
— A byłoż z tem lepiej? Nie od tejże chwili poczęła się choroba, z której umieramy? zapytał Słomiński.
— Na miłość Bożą kwestyi religijnej nie tykajmy! zawołał hrabia.
— Oto właśnie idzie — potwierdził Słomiński — abyśmy ją poszanowali i nieużywali jej ani jako narędzia, ani jako oręża... prawdziwie religijni ludzie, zostawią wiarę w przybytku i na rynek jej wywlekać nie będą, gwoli swym namiętnościom.
— Za pozwoleniem — odezwał się mały delegat — kwestya religijna to kwestya czasu, wplątana we wszystkie inne. Nie poruszemy my jej, ruszą drudzy,