Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

o nowem mieszkaniu? Ja, jestem starym przyjacielem ich domu, nie mógł bym się dowiedzieć?
— Pan Słomiński w istocie był tak łaskaw, podziękować mi kilku słowami, za małe, nic nie znaczące usługi, jakie mogłem oddać mu w drodze, ale więcej nic... więcej w liście nie ma nic.
— Nie piszą, czy pozostają w Wiedniu? — zapytał z widoczną nieufnością, hrabia.
— Nie — nie piszą.
Hrabia stanął, zadumał się, ukłonił z lekka i wyszedł.
Rżewski tylko co się wyciągnął w fotelu, gdy znowu zapukano; już go to w końcu niecierpliwić zaczynało, odwrócił głowę z niechęcią, gdy postrzegłszy wchodzącego, z radości aż krzyknął, zerwał się z krzesła i pobiegł go ściskać.
— Co tu stryjaszek robi? — zawołał.
— To ja się ciebie powinienem zapytać, co ty tu robisz, urwisie jakiś? ja? ja przecie za interesem, a ty żadnych nie masz? hę? więc przyjechałeś się bałamucić tu! A! te Wiedenki! te nieszczęsne Wiedenki, co nam naszą młodzież na gniłki przerabiają!
Stryj, który to mówił pół żartem, pół serjo, był człowiekiem lat może pięćdziesięciu, czerstwym i zdrowym, wesołej otwartej twarzy, oczu jasnych, silnym, krzepkim, zbudowanym na herkulesa.. łysym tylko tak fatalnie iż mu mało co blond włosów po nad uszami zostało. Łysina ta, po staremu mówiąc, jak petyna... nie zdawała mu się zawadzać, nosił ją ani sztucznie pożyczanemi włosy z tyłu zakrytą, ani tupetem zamaskowaną — jak Bóg dał, otwarcie i szczerze, i dobrze mu z nią nawet było. Ubrany skromnie ale z pewnem staraniem, trzymał się jeszcze jakby resztką młodości — i łatwo w nim było poznać starego kawalera, który życiu nie dał za wygranę. Z oczów widać było daleko bystrzejsze pojęcie niż u bratanka, a na ustach żartobliwy uśmieszek okraszał wyraz dobroci...