Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie można się było oprzeć urokowi, jaki wywierał ten, jakby z obrazu starego wyjęty, senator rzeczypospolitej Mimowolnie Rżewski w niego wlepił oczy, gdy stryj łokciem go trącił i szepnął mu — to Eustachy Słomiński...
Rżewski osłupiał ze zdumienia na chwilę, tak nie umiał pogodzić pojęcia o charakterze człowieka z jego łudzącą powierzchownością. Z tych wad, które mu wyrzucano, żadna nie wypiętnowała się na twarzy... pan Eljasz pomyślał, że mógł być chyba spotwarzonym. Szukali oczyma miejsca, gdy stryj, posunął się pierwszy ku panu Eustachemu i począł z nim witać. — Przywitanie było nadzwyczaj z obu stron uprzejme, prawie serdeczne, szczególniej pan Eustachy pełen się okazał czułości dla pana Augusta. Ściskali się długo za ręce... a hrabia zrobił przybyłym miejsce przy sobie... Eljasz usiadł jak najdalej, nie mając ochoty mięszać się do rozmowy... Mówiono o wszystkiem, o czem przybywający do Wiednia mogą mówić — o przepysznych gmachach nowych, operze, parku, o rejchsracie, o delegacyi, o teatrze... o znajomych...
Hrabia Panter znać już musiał być zagadniętym wprzód przez pana Eustachego o brata, gdyż wkrótce pochyliwszy się doń, wskazał mu pana Eljasza, szepcąc coś na ucho, Rżewski już był synowca zaprezentował wprzódy...
Eustachy ze słodyczą i uśmiechem, który mu z ust nie schodził, zwrócił się ku niemu...
— Pan dobrodziej podobno razem z moim bratem odbyłeś podróż? nie wiesz, co się z nim stało? Życzyłem sobie odwiedzić go...
— Wynieśli się ztąd dziś rano — odparł spuszczając oczy Rżewski.
— Poczciwy ten zacny mój brat — odezwał się Eustachy wzdychając, — trochę dziwak... Żal mi tej biednej Anielki... Czasem na niego przychodzą takie