Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

chwile, że sobie miejsca dobrać nie może. Nigdzie mu lepiej, jak tu być nie mogło.
Pan Eljasz jedzeniem zajęty, nie odpowiadał. Opodal siedzący u drugiego stołu Paschalski z widoczną ciekawością nastawiał ucha... Sądził może, iż mu się tu da co pochwycić.
Pan August zręcznie zaraz zwrócił rozmowę na inny przedmiot i umiał nie dopuścić, aby się niepotrzebnie z czemś wygadano. Dowcipkował, bawił, a tak mu to przychodziło łatwo i naturalnie, iż najmniejszego wysiłku w tem czuć nie było.
Paschalski, który wcześniej przyszedłszy, zjadł już był, kazał sobie podać czarną kawę, zapalił cygaro, i zamyślony a małomówny, widocznie na coś oczekiwał. Ubrał się wcześnie, wziął kapelusz, spoglądając ku panu Eustachemu, wyglądać się zdawał, rychło się on ruszy od stołu. Po niejakim rozmyśle jednak, dopiwszy nagle kawy, szybko się oddalił. Pan Eljasz spojrzawszy przypadkiem przez oko, spostrzegł go, z podziwieniem chodzącego po małej uliczce naprzeciw hotelu, i jakby czatującego tam na kogoś.
Spoglądał na drzwi... palił cygaro, podchodził nieco dalej, zbliżał się, ale czekał na kogoś. Trudno się było domyśleć, czy na niewieścią znajomość z blizkiego sklepu modniarki, czy na poważniejszą jaką figurę. Gdy pan Eustachy wstał od stołu, i najtroskliwiej pożegnawszy wszystkich znajomych, oddalił się nareszcie sam, bo hrabia Panter miał jeszcze coś do czynienia przy ministeryalnym stoliku, Rżewski przez okno mógł dojrzeć, jak w uliczce wychodzącego pochwycił nagle Paschalski i po krótkiem przemówieniu z nim razem się oddalił.
Stryj i on zobaczywszy ten manewr, nie wątpili, iż był w związku z intrygą, która tu Paschalskiego przygnała. Na to jednak nic poradzić nie było można.