jak zjawisko nadpowietrzne... ja w czarnym surducie, płaszcz na ramieniu, kapelusz fantazyjny, w krajobrazie... Możnaby te portrety w czasie pobytu w Rzymie kazać wykonać... na tle Kampanii Rzymskiéj...
Wszystko się to późniéj ułoży... ale z Jezioranami troska największa... Elsa może być do miejsca przywiązana, ja od Samoborów nie mogę odstąpić — to rodowe gniazdo... to darmo!!
Z tą troską na piersi, wzdychając Zdziś powoli usnął znowu, a we śnie wystawił sobie, że jechali do Włoch... i szli do Kolosseum... Elsa wsparta była na jego ramieniu....
Wtém szelest go przebudził... W przyciemnionym pokoju zobaczył na palcach wchodzącą matkę, która niespokojna o to, czy drogiemu jedynakowi nie zaszkodziła noc bezsennie przebyta, przychodziła zobaczyć czy spokojnie usypia....
To zjawienie się hrabiny, która już wypocząwszy pierwsza była ubrana... zawstydziło nieco Zdzisia... odezwał się do niéj wesołym głosem i natychmiast przybiedz obiecał. Sny i marzenia przeciągnęły się do trzeciéj po południu, miano już dawać do stołu, a po obiedzie prezes Mohyła do domu chciał odjechać.
Co najprędzéj więc zadzwoniwszy na służbę, Zdzisław zaczął się ubierać, wesół jak ptaszek i podśpiewując jeszcze wczorajszego raźnego mazura.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/102
Ta strona została skorygowana.