Wielkiemi oczyma spojrzawszy nań Żabicki, śmiać się począł. Żartujesz profesorze?
Obraził się Wilelmski i wstał purpurowy.
— Wcale to nie są żarty: żenię się z osobą najgodniejszą, najmilszą, pełną przymiotów... jedném słowem z panną Różą...
Żabicki się skłonił.
— A to bardzo winszuję.
Wilelmski siadł uspokojony.
— A pan co myślisz z sobą?...
— Jadę się uczyć medycyny, rzekł Żabicki; pedagogika ciężkie rzemiosło — nauka nowa to kilka lat szczęścia... a potém, gdziekolwiek bądź w małém miasteczku praktyka pożyteczna, która da chleba kawałek.
— Nie późnoż to? zapytał profesor...
— Uczyć się — nigdy — odparł Żabicki; — wolę zresztą leczyć choroby ciała, niż moralną orthopedyą się trapić życie całe i odprostowywać dzieci, które matki i ojcowie krzywią... Będę swobodny! — zarobię na chleb uczciwie i całe życie nauki mam przed sobą, badania a studyów!! Tak mi się ta myśl uśmiecha, żem zawczasu nią szczęśliwy... Mały dworeczek w miasteczku na prowincyi, dobre sąsiedztwo, swoboda, niezależność...
— I ożenisz się téż pewnie? przerwał profesor.
— Nie wchodzi to jeszcze w mój program te-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/109
Ta strona została skorygowana.