Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/154

Ta strona została skorygowana.

strony nad rzeźbionym klęcznikiem u ściany, pełnym książek w okładkach z kości słoniowéj i srebra — wisiał obraz N. Panny staréj szkoły włoskiéj przypominający Francyę (Francesko) — a przed nim dzień i noc paliła się lampka i codzień odświeżane stawiono bukiety kwiatów. W ten miły spokojny zakątek, w którym serce macierzyńskiéj miłości pełne marzyło o synu i modliło się za niego, zdało się, że nigdy burza zajrzeć nie była powinna, że je los musiał poszanować... Tu spływały ostatnie dni życia kobiety dobréj, miłosiernéj, któréj cała przeszłość była czysta i piękna. Było to gniazdko jéj ostatnie, w którém się spodziewała na ręku syna, pobożnego, niewinnego dokonać żywota... Jeżeli zgrzeszyła kiedy hrabina Julja, to chyba zbytnią łagodnością i ślepotą, wiarą w ludzi i ufnością w to, że los dla niéj zgotowany nigdy się zmienić nie może. Czuła się jedną z istot uprzywilejowanych, ubóztwianych, wybranych do szczęścia.
Celem jéj teraz było wychować syna... zapewnić mu świetną przyszłość, a temu co ją otaczało dać ze swojego szczęścia udział jak największy... Marzyła tylko o tém, aby dobrodziejstwém serca przywiązać do siebie, a chmurna twarz niepokoiła ją póty, póki nie potrafiła jéj wypogodzić.
Korzystano nieraz zbytnio z tego usposobienia hrabiny — a jeśli się trafiło, że się przekonała o tém, co się rzadko zdarzało, uśmiechała się tylko