— Nie — nie — nie — odezwał się — nie można — prawdziwie że nie — o! nie! żegnam pana hrabiego, żegnam.
I cisnąc go sobą popchnął do drzwi.
— Uu — paa — daaam do nóg! upadam do nóg! dołożył, biorąc sam za drzwi, aby je otworzyć hrabiemu i co prędzéj zamknąć za nim.
Zdzisław znalazł się w korytarzu prędzéj, niż się spodziewał, zawstydzony, zmieszany, nie mogąc po młodzieńczemu zrozumieć téj zmiany w człowieku, w obejściu, w tonie, jaka go tu spotykała. Złożył wrażenie odebrane na własną draźliwość i usiłował sobie wyobrazić, że poczciwego Mangolda nie zrozumiał. A może téż — dodał — widzi przywiązanie Elsy do mnie, i dlatego tak się lęka, abym się z nią nie widział.
Schodził z wolna Zdziś, gdy — nad wszelkie spodziewanie — spotkał wracające z miasta panie... piękną Elsę i niepiękną Helę. W pierwszéj chwili myśl mu się nastręczyła, że one umyślnie wysunęły się, aby módz się z nim pożegnać, mimo wiedzy ojca... Żywo przystąpił do nich...
Panna Hela wyprostowana, bystro nań patrząc, usiłowała sobą mu Elsę zasłonić, i na bardzo serdeczne powitanie, odpowiedziała:
— A to szczególne spotkanie! to pan hrabia tu jeszcze?...
— Właśnie wyjeżdżam, byłem u barona chcąc
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/193
Ta strona została skorygowana.