nieczne, panna Róża i doktór radzili na noc jechać do kapitana. Żabicki powiedział, że sobie z noclegiem da rady czy na probostwie czy w chacie, a Zdzisław po chwili cichéj rozmowy, wybrał się, za radą idąc, do Wólki. Wprawdzie i tam w szczupłym dworku niewiele miejsca było dla gości, jedną izbę już prezes zajmował, ale w téj saméj właśnie i Zdzisław mógł nocować. Pałac, w którym niedawno tak mu było obszernie, gdzie całe zajmował skrzydło — nie miał teraz kątka dla niego. Zdziś nadto był dumny, aby u obcych a nieprzyjaznych miał bodaj o garść słomy prosić. Konie choć zmęczone musiały go wieźć do Wólki. Poruszony widokiem ruiny téj, która mu stała w oczach z całą okropnością swoją... przybity... widocznie osłabły na duchu, Samoborski młody drapał się na pocztową bryczkę, przeprowadzany przez pannę Różę i Żabickiego. Po odejściu kobiety, Żabicki się raz jeszcze przybliżył do dawnego ucznia.
— Panie Zdzisławie, meztwa! męztwa! Powinieneś je mieć za siebie i za matkę... nie dawaj się opanować wrażeniu... bądź wyższy nad to co cię spotyka... bądź mężczyzną.
Wstrząsnął silnie ręką zamyślonego chłopca — i powtórzył za odjeżdżającym jeszcze: „Panie Zdzisławie, męztwa!“ Przypomnienie to obowiązku nigdy potrzebniejszém być nie mogło. Zdziś czuł się osłabłym....
Dotąd w podróży podtrzymywał go Żabicki,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/200
Ta strona została skorygowana.