widocznie spotkania z nim, któremu Żabicki i doktor chcieli zapobiedz...
Udało się to szczęśliwie, gdyż wieczorem garbaty poszedł do swego mieszkania w officynie, a Zdzisława pod strażą Żabickiego odprawiono do Wólki... Doktor przewidywał, że jeżeli konwalescencya pójdzie szczęśliwie, za dni kilka hrabina będzie się mogła przenieść do miasteczka.
Podróż powozem była dla niéj przykrą i ciężką, lecz prezes, który miał u siebie w domu starą saską lektykę, choć od wieków nie używaną, ofiarował się ją sprowadzić, i w niéj chora wygodnie przeniesioną być mogła powoli. Było to tém bardziéj dogodne, że konie i powozy zostały zabrane wespół z innemi ruchomościami, a prosić o nie nikt nie chciał — użyć zaś cudzych było to w hrabinie obudzić podejrzenie i przypomnienie katastofy. Zdzisław więc i dla tego udał się do Wólki, aby posłać zaraz po przyobiecaną lektykę.
Tu już wiedziano o polepszeniu zdrowia hrabiny Julii, i prezes znacznie był weselszy... Stasia z uśmiechem przywitała gościa, winszując mu szczerze... Zdzisław jednak powrócił tego dnia smutniejszy niemal niż wczoraj. Widok zwłok biednego Huby, zniszczenia w ogrodzie, nasłuchanie się opowiadań o garbusie, wrażenie u łoża matki oddziaływały nań silnie. Stasia napróżno myśl jego starała się odciągnąć od tych przedmiotów, do których ciągle powracał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/210
Ta strona została skorygowana.