roldyi, żeście nigdy nie byli hrabiami. Kiepska szlachta jak i ja; ale ja chłop! ja chłop! i was chłopami porobię...
Zbliżając się ku pałacowi, Zdzisław zaczął tak przyspieszać kroku, iż garbusa krzyczącego za sobą zostawił. Słyszał jeszcze jego pogróżki i wymyślania... nie chcąc na nie odpowiadać, ani się obejrzeć... Wpadł do przedpokoiku matki w takim stanie, iż bezprzytomny prawie upadł na kanapkę. Żabicki się domyślił powodu... i zaciął usta gniewnie; doktor zaczerwienił się cały. Nie było wyrazu na oznaczenie tego postępowania. Zdzisław łamiąc ręce zaklinał, ażeby można ztąd jak najrychléj uciekać.
— Nigdy w życiu nie podniosłem ręki na nikogo, odezwał się; nie przypuszczałem wypadku, w którymbym to mógł uczynić: a dziś zagrożony zostałem koniecznością... domierzenia sobie samemu sprawiedliwości.
— Kto? wy? zawołał Żabicki — wy?
— Tak — sam się wstydzę siebie — i nie poznaję, dodał Zdzisław... Była chwila, żem się chciał — rzucić na niego.
Znając Zdzisia, zdawało się tak dalece niepodobieństwem, że Żabicki usta sobie zasłonił, śmiejąc się.
— Szczęściem, żem w czas ochłonął, mówił Zdzisław... alem mu to powiedział przynajmniéj. Staliśmy o kilkanaście kroków od gromady robo-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/216
Ta strona została skorygowana.