Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/217

Ta strona została skorygowana.

tników, gdybym był skinął, ruszył się — staryby przepadł...
— Aż do tego więc doszło! przestając się już śmiać odezwał się Żabicki...
— Zmusił mnie do tego! Wszystkich nas nazywał złodziejami... Musiałem przypomnieć to, że jest moim stryjem, że matka leży chora, żem ja tu potrzebny... aby nie popełnić — występku.
— Jest to wypadek bardzo przykry, odezwał się po namyśle Żabicki — ale wiesz pan, panie Zdzisławie, co ja powiem? To wypadek szczęśliwy: poczułeś się mężczyzną choćby oburzeniem i gniewem, w obronie honoru... zrozumiesz teraz, iż w życiu serce mieć można pieszczone, ale ręce potrzeba okuć żelazem... ażeby od napaści obronić siebie i swoich!! Pojmiesz, że są wypadki, w których człowiek musi się prawie stać zwierzęciem...
— Pozwól mi wierzyć, że to wypadek wyjątkowy, jak człowiek... rzekł Zdziś.
— W téj formie — zapewne — odparł Żabicki; ale mniéj wściekłych, a równie złych spotkasz hrabia w życiu niemal na każdym kroku.
— Jak skoro matka znieść będzie mogła podróż — zaklinam, proszę, błagam — uciekajmy ztąd! dodał Zdzisław... Uchodźmy.
Skutkiem tego spotkania z garbusem było, że doktor widząc także niebezpieczeństwo pozostania tu dłużéj, bo któż mógł zapewnić, ażeby garbus nie targnął się na spokój saméj hrabiny? postanowił