Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/221

Ta strona została skorygowana.

— takie uczciwe państwo, że daj Boże im najwięcéj podobnych...
— Oni nie zrobili — ano, pono dziadek czy pradziadek — narobił — acan wiesz co w Piśmie Świętem stoi... za grzechy ojców.
— Tylko z Pismem Świętém radzę ostrożnie, przerwał śmiejąc się organista — nie waszym nosem...
Mieszczanin spojrzał z ukosa i zamikł.
— A dla nas to, dodał drugi — niemała klęska, że ich w Samoborach nie stanie. Bywało człek drzewa potrzebował na budowlę, cegły na piec, albo co podobnego, poszedł, i nie trzeba się było bardzo kłaniać; nietylko że sprzedali i tanio i na poczekanie dla biednego, a no i poczęstowali i z poczciwém odpuścili słowem...
— A cóż asan wiesz — rzekł stając Boruch — czy ich następca jeszcze lepszy nie będzie? Chodzi w prostéj świcie jak chłop.
— Ech! mój panie arendarzu — przerwał mieszczanin — już jak pan przebiera się po chłopsku, a chłop udaje pana, to zawsze dyabła warto... A to słyszę człek, ani przystępu, jak wściekły... Czy to po chrześciańsku, czy to po ludzku tak się znęcać nad tą biedną kobietą i chłopcem?... Toż on im słyszę koszuli nie chciał na grzbiecie zostawić.
— Et — plotą! rzekł drugi... Pany nigdy nie przepadają! Jak koty choćby z trzeciego piętra spadli, zawsze na nogi...