Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/230

Ta strona została skorygowana.

kapelanii u pana wojewody, świeć mu panie, pierwsze lata kapłańskiéj służby poczynał.
Z ciekawością garbaty wlepił w niego oczy.
— A! to wy, mój księże, lepiéj od innych zrozumiecie i wytłómaczycie, czemu ich z Samoborów wygnałem... i dla czego ich nienawidzę...
— Ksiądz nic nie odpowiedział — a po małym przestanku zapytał:
— Jakiego pan wyznania...?
— Katolik jestem...
— Doprawdy? odezwał się ksiądz — i — i prześladujesz a nienawidzisz dzieci brata?
— A oni mnie jaki los zgotowali?
— Tak, — i że oni pobłądzili, asindziéj chcesz ich w tém naśladować, a jeśli można do większéj jeszcze perfekcyi doprowadzić to, czém zgrzeszyli.
— Sprawiedliwości tylko chciałem i téj doszedłem nareszcie... Ząb za ząb! powtórzył ulubione swe wyrażenie pan Sebastyan.
— Ząb za ząb, to żydowskie prawo nie chrześciańskie — odparł ksiądz spokojnie. Chrześcianie zemstę zostawiają Bogu...
Poruszył się na krześle niespokojnie garbus...
— Daj mi, wasze, pokój z nawracaniem: za stary jestem... z zemstą rosłem starzałem, zżyłem się z nią — Bóg będzie sądził... ja robię co muszę.
— A! tak, Bóg będzie sądził — bo Bóg spra-