tno będzie między ludźmi na świecie, wróćcie do nas na wypoczynek i pokrzepienie...
Podała mu rękę drżącą.
— Daj mi pan słowo na to! zawołała żywo — rękę i słowo!
Zdzisław wyciągnął dłoń.
— Dziękuję pannie Stanisławie, rzekł cicho — dajesz mi pani na odjezdném najmilszą pamiątkę,.. Wiem przynajmniéj, że tu na przyjaźń czyjąś liczyć mogę...
— Zawsze... dorzuciła Stasia rumieniąc się, przekonasz się pan o tém...
Na krosienkach leżały ostatnie jesienne kwiatki, gdzieś w zaciszu jeszcze wypielęgnowane przez słońce... Zdziś wziął bledziuchną różyczkę, z któréj część listków osypała się, i nic nie mówiąc ją schował. Stasia żywiéj się zarumieniła...
— Pojedzie ze mną, aby mi tę chwilę przypominała — odezwał się cicho...
— Ale niech z panem — powróci! dodała Stasia ciszéj jeszcze...
Żabicki naglił do drogi... Konie już stały... żegnali się więc milczący, wzruszeni wszyscy... Zdziś skoczył na wózek... a długo oglądając się za siebie, widział w ganku jasną sukienkę... i białą chustkę powiewającą pożegnaniem zdaleka.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/270
Ta strona została skorygowana.
KONIEC TOMU PIERWSZEGO.