tylko wygodném, ale wykwintnie urządzoném. Groom przybrany w nową liberyę drzwi saloniku otworzył. W pokojach kilku wszystko zdradzało dostatek i nawyknienie do zbytku.
W sypialni, nad łóżkiem pana Alfonsa, uderzył go portret przez Winterhaltera malowany, dziwnie pięknéj kobiety, uśmiechniętéj zalotnie, strojnéj, okrytéj koronkami, aksamitami i jaśniejącéj życiem a młodością... Rumieniąc się powiedział mu pan Alfons, że to była matka jego... Pomimo wdzięku wizerunek ten zastanawiał wyrazem, jakiego piękności świata wielkiego nie mają, — było w nim soś wyzywającego, śmiałego, namiętnego do zbytku... Malarz napróżno starał się złagodzić uśmiech, przygasić oczy, skromniejszą uczynić tę kobietę, któréj natura płomienista utaić się nie dała...
Obok na biurku był mniejszy portret mężczyzny podżyłego, przypominający Alfonsa, — sztywny, w postawie wyszukanéj, i niewiele mówiący. W tym łatwo było poznać ojca... Gospodarz na zapytanie o oba portrety odpowiedział sucho, krótko, zarumienił się i co najprędzéj rozmowę od tego przedmiotu odwrócił. Zdzisia szczególniéj kobieta zajęła... była promienisto piękna... niemal straszna...
Z rozmowy dowiedział się hrabia, że młody przyjaciel jego musiał być bardzo majętny i życie sobie urządził bardzo wygodnie. Zdziś miał pro-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/287
Ta strona została skorygowana.