Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/296

Ta strona została skorygowana.

popsujesz nas panie Alfonsie; a ta elegancya jak gorset swobodnie się ruszyć nam nie da...
— O! O! rzekł gospodarz... zmiłuj się pan.
Majak wstał i bez ceremonii poszedł pierwszy, Zdziś pociągnął z gospodarzem na ostatku...
Wchodząc Sylwester bacznie się rozpatrzył po stoliku. Stały na nim flaszeczki z sokiem wiśniowym i malinowym... Wziął je w ręce, popatrzał na napisy.
— Czcigodny gospodarzu — zawołał — ty coś niedawno pewnie mleko przestał pijać na podwieczorek, istoto sielankowa i niewinności pełna, jakże mogłeś przygotować herbatę dla akademików, i nie postawić ani rumu, ani essencyi ponczowéj?
Zarumienił się mocno Alfons i skinął na grooma, który wybiegł szybko.
— Przepraszam za niegrzeczność — rozsiadając się na pierwszém miejscu mówił Sylwester — ale szczerość powinna być znamieniem młodzieży, a szczególniéj akademików — ja herbaty bez rumu lub dodatku jakiegoś energicznego nie rozumiem... to wszystko jedno co rumianek, z tą różnicą, że mniéj śmierdzi...
Śmieli się... Groom wpadł niosąc we dwóch rękach esencyę ponczową i butelkę jamajki, którą przed Majakiem postawił... Sylwester odkorkował i powąchał.
— Teraz jesteśmy w porządku... ortodoksya akademicka ocalona — rzekł poważnie, — a ja po-