Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/297

Ta strona została skorygowana.

wracam do zapytania mojego — o wyborze przedmiotów do studyów. Pan Roch Puciata ma głos...
— Cóż u kaduka! przerwał Roszek zacierając szorstkie włosy — wszakże wiesz, że drugi raz z rozkazu ojca chodzę na matematykę, któréj nie cierpię.
— A cóż cierpisz? zapytał Majak.
Roszek spuścił głowę...
— Daj ty mi pokój...
Począł mięszać gwatownie herbatę i dolał rumu... Wszyscy milczeli...
— Pytanie było dla zachowania formy, paplał Majak rozpierając się coraz wygodniéj — sekret pański jest mi wiadomy... masz powołanie do muzyki, a każą ci rachować...
Ojciec ma słuszność: muzyka... to dobre dla Cyganów, których gdzieindziéj nie puszczają — długi czas żyli nią Włosi, póki nic innego robić im nie dawano... ale nam...
Roszek spojrzał oburzony...
— Bluźni! zawołał.
Sylwester śmiał się bębniąc palcami po stole...
— Waćpanowie bo wszyscy jeszcze bez mała żyjecie w przeszłości, gdy ludzkość była młoda i niańki jéj na drumlach grały... Muzyka to bełkot uczucia, a my już, dzięki Bogu, mówić umiemy, a dzięki Heglowi może i czynić się nauczymy...
— Bluźni! powtórzył Roszek, niech mu gospodarz głos odbierze...