Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/299

Ta strona została skorygowana.

— Młodzieniec się irrytuje — odparł śmiejąc się Majak — i odwrócił się do Samoborskiego.
— Panie hrabio, bez żartu... co pan myślisz wybrać?
— Najprzód proszę mi tego tytułu nie dawać — odparł Samoborski — powtóre, najsumienniéj panu wyznaję, że nie wiem. Kształcićbym się pragnął, ale i o tém myśleć muszę, aby żyć...
— A można z panem mówić otwarcie? zagadnął Majak.
— Proszę bardzo — skłonił się Zdzisław...
— Co się tycze życia — począł Majak — zdaje mi się, że pan jesteś w szlachetnym błędzie. Hrabiowie jak pan, młodzi, piękni, wychowani ładnie, z nazwiskiem, nie potrzebują jak my biedacy, zarabiać na chleba kawałek...
— Przepraszam! zawołał czerwieniąc się Zdzisław: ja chcę swéj pracy być winien przyszłość, a nie...
— Nie fizyonomii i nazwisku — dokończył Sylwester. Ślicznie! cudownie... ale fałdów, fałdów przysiedzieć będzie tak potrzeba... że dalipan nie ręczę, czy to się panu sprzykrzy. I zamiar wasz byłby ze wszech miar godzien uwielbienia, gdybyś pan...
Nagle spytał:
— Wiele pan masz lat?
Zdziś się zarumienił.
— Nie potrzebujesz pan mówić — dokończył