Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/307

Ta strona została skorygowana.

W pośrodku jego stał pan Kajetan Puciata, mężczyzna dosyć słusznego wzrostu, ze śpiczastą głową, okrytą siwym krótko postrzyżonym włosem, z twarzą wygoloną, z chustką białą na szyi obyczajem dawnym przywiązaną, typ starego pedagoga, w którym się jeszcze starszy żołnierz przebijał. Miał na sobie szaraczkowy jasny surdut, w którego dziurce różnobarwne mieściły się wstążeczki; długa biała chustka, którą trzymał w ręku, wlokła się po ziemi...
Twarz urzędownie wypogodzona miała wyraz miły, ale z niéj na pierwszy rzut oka można było wyczytać człowieka, który i silną miał wolę, i niemałe o sobie pojęcie... Nawyknienie strzeżenia powagi swéj, nadawało coś uroczystego téj postaci.
— Syn mój już mi zwiastował miłą nowinę, iż pana hrabiego będę miał szczęście u siebie dziś oglądać i wiadomość odebrać, a dowód pamięci od kochanego kapitana?
Słowa te wyrzekł podając rękę ceremonialnie Zdzisławowi Puciata. Odebrał list i nie czytając go wskazał krzesło.
— Prawdziwe to szczęście dla mnie, które za dobrą wróżbę uważam, żem wczoraj spotkał pana Rocha i mógł się tak rychło dowiedzieć...
— Siadaj pan dobrodziéj — dodał stary dobywając okularów i odchodząc ku oknu, ja muszę list przeczytać...