Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/309

Ta strona została skorygowana.

za familijny uważać, a mego pana Rocha za brata... Jeśli radą służyć mogę... i czémkolwiekbądź...
— Nieskończone dzięki... odezwał się Zdziś — nie nawykłem do osamotnienia, a znalazłem się tu tak samotnym! Wielkie to szczęście dla mnie módz rachować na światłą radę jego...
— Ale cóż myślisz? co myślisz? począł profesor... pytałem pana Rocha, nie umiał mi nic stanowczego powiedzieć...
— Ja sam jeszcze nie postanowiłem nic — odezwał się Zdzisław. Z listu kapitana mogłeś się pan dobrodziéj dowiedzieć, że nagle utraciłem wszystko. Chcę nową przyszłość być winien samemu sobie. Ku czemu się zwrócić?
Puciata ręką począł gładzić ogoloną brodę.
— Hm, rzekł, zbyt się nie trzeba śpieszyć, a siebie zbadać... Co do mnie, gdybym miał być do rady wezwany, naturalnie jako matematyk, nicbym innego nie radził nad mathesis... Ona prowadzi do wszystkiego, bez niéj nie ma filozofii, bez niéj nauki przyrodzone kroku nie stąpią, bez niéj się umysł nie rozwinie. Żołnierzowi niezbędna, mechanikowi konieczna, technikowi potrzebna...
Profesor puścił się tak zwolna coraz głośniéj deklamując, gdy oczy jego zwrócone po profesorsku na drzwi postrzegły, że w nich stanęła postać w czarnéj sukni z książką w ręku... i słuchać go się zdawała...