Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/318

Ta strona została skorygowana.

czując najmniejszéj sumienia zgryzoty. Zdziś tylko co kwadrans powracał do założenia: Powinienem się zwyciężyć...
Pod wieczór Alfons namówił go do siebie... tam wygodniéj i swobodniéj mogli sobie rozpowiadać dzieje młodości i przyszłości nadzieje. Rosły przyjaźń i zaufanie wzajemne z każdą godziną. Alfons okazywał serce czułe i zjednywał sobie towarzysza, zwierzając mu się z uczuć swych wszystkich. Zeszli nawet nieznacznie na rozmowę o stosunkach domowych, ale o tych, mimo serdeczności, jaką okazywał Zdzisiowi, mało mógł się dowiedzieć. Wspominał często matkę, a milczał jakoś o ojcu, chociaż wymówił się z tém, że nie był po nim sierotą. Alfons spodziewał się przybycia swéj matki i mówił o niéj z wielkim zapałem... Cały wieczór, zapomniawszy o świecie, na najmilszéj spędzili rozmowie, puszczając się nieznacznie w ten kraj marzeń, do którego młodość tak ulatywać lubi.
Alfons co najrychléj pragnął ukończyć nauki, ożenić się, ale koniecznie z Herminią, i osiąść na wsi....
Zdziś nauką i pracą spodziewał się świetne odzyskać położenie. Ani wątpić, że przełamie przeszkody i że dając się poznać światu, wdzięcznie przezeń będzie przyjęty.
Przykłady podobnych zawodów zdobytych przez daleko mniéj wyposażonych od natury ludzi, nie