Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/319

Ta strona została skorygowana.

pozwalały wątpić, iż wszystko pójdzie z jak największą łatwością. O późnéj godzinie zaszedł Roszek do Alfonsa, którego jako brata uwielbionéj przyjmował nadzwyczaj serdecznie... Grano na fortepianie, śpiewano, śmiano się, i trochę upojony wyszedł Zdziś około północy do domu.
Noc była, jak zwykle po takiém rozmarzeniu, dalszym snów na jawie ciągiem. Zdzisławowi przyśniła się matka, widział ją błogosławiącą mu ze łzami... taką jaką była w dniu jego urodzin, w popielatéj sukni, ze szmaragdami we włosach... Pod wrażeniem snu uczuł się nazajutrz rozrzewnionym, usposobionym do modlitwy i postanowił pójść do kościoła na mszę ranną, aby się za duszę matki pomodlić. Nikt mu nie przeszkodził w domu, nikt go nie nadszedł, i uporządkowawszy swe mieszkanie, Zdziś po dziesiątéj pobiegł do kościoła świętéj Jadwigi.
Już się msza kończyła, któréj wysłuchał pobożnie, gdy odwracając się postrzegł pannę Helę z Elsą, właśnie mające wychodzić z kościoła. Los go szczęśliwy widocznie umyślnie tu przysłał, aby mógł ją spotkać... Uważał to za przeznaczenie. Szybko więc powstał i pospieszył za odchodzącemi paniami, które zdawały się uchodzić postrzegłszy go, nie dając poznać, iż widziały. Tego jednak Zdziś ani przypuszczał... W samych drzwiach kościelnych przywitał kuzynkę, która mu kwaśném dosyć skinieniem głowy odpowiedziała, i zbliżył