się do Elsy, równie posępnéj i milczącéj. Obawiał się, czy nie mają powozu, któryby je porwał i uwiózł, nimby miał czas się zbliżyć i rozpytać, lecz panie szczęściem przybyły pieszo.
Usiłował więc zawiązać rozmowę, wyrażając radość z tak szczęśliwego trafu, dozwalającego mu jeszcze widzieć dawnych sąsiadów...
Elsa kredy niekiedy rzucała nań oczyma, których wejrzenie jakby zdziwione i roztargnione, tak go przenikało; kuzynka Hela nie kryła wcale jakiegoś kaprysu, patrzała w inną stronę, i widocznie pozbyć się chciała jak najprędzéj natręta.
Parę słów po francuzku szepnęła Elsie i poczęły iść coraz prędzéj, Zdziś nie opuszczał ich na krok.
— Panie mi pozwolą towarzyszyć sobie? rzekł do kuzynki: gdyż pragnąłbym złożyć moje uszanowanie baronowi.
— Wątpię, by go pan hrabia w domu zastał — przebąknęła Hela.
— W takim razie przyjdę innym razem.
— My nawet nie powracamy do domu, mamy sprawunki — dodała kwaśno stara panna.
— Będę paniom służył choćby do niesienia ich — rzekł grzecznie Zdzisław...
Obrał był sobie miejsce obok Elsy do pochodu tego, lecz panna Hela przy pierwszém ciaśniejszém przejściu zręcznie się wsunęła pod bok Zdzisławowi i Elsę zostawiła za sobą. Wszystko to dosyć było
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/320
Ta strona została skorygowana.