Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/323

Ta strona została skorygowana.

jęty interesami, gdy tak mało raczy mieć względu dla dawnego sąsiada... rzekł Zdziś powoli. Widzę, że dawne stosunki łatwo się zapominają...
— Jakie? jakie stosunki? podchwycił gorąco Mangold. — Żadnych, żadnych właściwie stosunków nie było, oprócz... prostéj grzeczności...
— O téj właśnie mówię — odezwał się Zdziś, kładnąc powoli rękawiczkę.
— Hrabia mi daruje — ja jestem człowiek od interesów... mam wiele na głowie...
To mówiąc skłonił się zmieszany... Zdzisław nie podając mu ręki, oddał ukłon z daleka i wyszedł krokiem bardzo powolnym. Ta druga próba dowiodła mu ostatecznie, że na Elsę i barona wcale liczyć nie mógł. Ścisnęło mu się serce...
Każdy inny byłby na pierwszéj poprzestał, bo i ta dosyć już była wyraźną odprawą — ale tak mu żal było rozstać się z marzeniem o pięknéj Elsie, którém żył za dni szczęśliwszych!! Leniwym krokiem jak wygnany z raju zwlókł się w ulicę bez myśli, nie widząc nic przed sobą. Cierpiał okrutnie, a poskarżyć się nie mógł nawet przed nikim, bo przyznawać się nie chciał do widzenia Elsy i do jakichś nadziei.
Żabicki, który go w kilka godzin późniéj znalazł siedzącego z głowa na rękach opartą w domu, poznał zaraz, iż coś nowego dotknąć musiało pieszczonego wychowańca, ale go umyślnie nie pytał... On już sam urządził się był zupełnie, zapisał, i od