Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/334

Ta strona została skorygowana.

rażące i dziwne. Zdzisław czuł w tém jakąś niezwyczajność, ale przypisał ją ekscentrycznemu charakterowi matki Alfonsa.
Przy końcu herbaty pani zapaliła cygaretkę, panom pozwolono wziąć cygara, rozmowa bardzo wesoła toczyła się daléj. Matka kazała coś zagrać Alfonsowi, a sama została ze Zdzisławem... Jeszcze raz podała mu białe ręce dziękując za syna, zbliżyła się do niego cicho radząc i rozpytując o to, czy Alfons nie do zbytku zabijał się praca? Był tak delikatny... Potém zaczęła się uskarżać na nerwy, dla których musiała tu przybyć i przedsięwziąć nudną kuracyę.
Powoli Zdziś uczuł się ożywionym jéj dobrocią, poufałością i wejrzeniem...
— Rachuję na hrabiego, rzekła w końcu — vous serez mon hôte de tous les jours, n’est-ce pas? Nous serons des bons amis! Zobaczysz hrabio... że cię nie znudzę...
Cały ten wieczór nadzwyczaj szybko upłynął; ani się opatrzył Zdziś, gdy bijąca dwunasta zmusiła go do pożegnania pani Robertowéj... Był nią zachwycony.
W przedpokoju Alfons go ucałował.
— Widzisz — rzekł, żem chwaląc moją drogą, kochaną mamę, wcale nie przesadzał — elle est adorable!
Zdzisław z uniesieniem to powtórzył... Powracając do domu, miał czas rozważyć każdy wyraz,