Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/35

Ta strona została skorygowana.

— W kim? spytała panna, jużci nie w Stasi Porowskiéj?
— A! nie! rzekł profesor, bo to śliczne i miłe dziewczę, ale wcale nie ideał dla takiego Zdzisia... Łatwo pani odgadnie.
— Myślisz pan w Elsie Mangoldównie? uśmiechając się mówiła Paklewska. No — może... Bo też to śliczniuchna, niewinniuchna jak aniołek dzieweczka...
— A! no, i jedyna dziedziczka bardzo śliczniuchnego kluczyka — dodał profesor. Gdyby się na seryo pokochali, nie byłoby nic niestosownego tak dalece.
Panna Róża z pewnym rodzajem oburzenia spojrzała na profesora.
— Zmiłuj się pan! Wiesz przecie kto jest, albo raczéj kim był ten baron Mangold... a kim jest i ma być nasz hrabia Zdzisław! Panienka dla zrujnowanego panicza z imieniem, nie przeczę, bardzo dobra partya; ale nasz pan Zdzisław wysoko może sięgnąć, choćby po księżniczkę... Majątek kolosalny, imię wielkie, a co się tycze jego samego, to perła naszéj młodzieży...
— Pewnie go nikt lepiéj nie ocenia nademnie, dodał żywo profesor, ma wszystko: rozum, serce, dowcip i wrodzony ten urok po matce, który mu jedna ludzi! Lecz gdyby się tak bardzo pokochał w Mangoldównie...
Panna Róża zbliżyła się profesorowi do ucha: