Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/351

Ta strona została skorygowana.

jéj wdzięki — czekała na syna — Zdzisław chciał się zazaz cofnąć — nie dozwolono mu i wprowadzono go siłą. Musiał zasiąść przy pani Robert’owéj, a że synowi nie dowierzała, opowiedzieli historyę wieczoru... Słuchała jéj z jakiémś roztargnieniem, niemal więcéj zajęta opowiadaniem... Oburzył ją nudny pedagog... lecz dał jéj powód do uściskania namiętnego syna... i do wybuchu czułości dla jego przyjaciela. Rozmowa ogólna o uczuciach, o sprawach serdecznych, o mężczyznach, o kobietach, o sercu i t. p., przeciągnęła się do zbytku... Z dziwną swobodą mówiła o tém pani Robert’owa przy synu... i przy tak młodym chłopcu jak Zdzisław, lecz w ogóle nie umiała się powstrzymać nigdy... Pod koniec tych rozpraw wróciły dobre humory, a że godzina była spóźniona, a Zdzisław się wyrywał, matka Alfonsa znowu na stawać zaczęła, ażeby przeniósł się do nich.
— Pan bo nam jesteś potrzebny i uczynisz nam łaskę. Ot i dziś, jakby to miło było długo, długo gawędzić jeszcze, a musisz uciekać...
Do nalegań matki przyłączył swe prośby najczulsze Alf... Oboje tak nastawali serdecznie, tak gorąco, iż Zdzisław, który po rozwadze znajdował to wprzód niestósowném i stawiącém go w pewnéj zależności, wreszcie się dał złamać i przyrzekł uroczyście, że spoczątkiem miesiąca do Alfa się przeniesie...