Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/356

Ta strona została skorygowana.

psy z całego świata, do stołu dowcipnych towarzyszów, do kuchni maître d’ hotelów z Paryża.
Namiętnostki i namiętności mieniały się i wymijały w dziedzińcu, przyjeżdżając z kolei. Pół roku czasem był szał teatru, potém fantazya koni, po tém ucztowanie bez miary, niekiedy literatura i sztuka... Książę przywiązywał się do czegoś, lgnął, używał, przesycał się i przerzucał. Można było przewidzieć, że żelazny temperament, kolosalna fortuna i najsilniejsze zdrowie na takie saturnalia nie starczą.
Majątek pierwszy runął, ale w téj saméj prawie chwili, gdy nazajutrz miało zabraknąć chleba i czci, spadło ogromne dziedzictwo na księcia, który nad przepaścią już cudem został uratowany. To go nieco upamiętało... Kilka tygodni zamętu i zwątpienia dały mu poznać ludzi w całéj ich nikczemności i brudzie. Odbiegli go byli wszyscy, chwytając co go mógł... Książę się śmiał, patrząc na tę hecę, ale z goryczą w sercu. Przepędził właśnie szuję co kto otaczała, gdy fortuna się znowu uśmiechnęła... Ichmoście chcieliby byli powrócić, ale zastali drzwi zamknięte.
Książę się stał dziwakiem... odosobnił się, spoważniał, żył jakiś czas pustelnikiem z samym z sobą, z Montaigne’m, z kilku filozofami i z myślami, które go trapiły i gryzły. Strata majątku była niczém, ale w téj bachanalii poszły skarby ducha i serca, zmarnowały się uczucia młodzieńcze: wiara,