Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/358

Ta strona została skorygowana.

Zamiast uwertury odegrano jakiś szczątek muzykalny, wywrócony do niepoznania... ale z werwą ogromną.
Siłacz wystąpił potém z popisem mocy i zręczności. Wcale to nie było zabawne... Na trzecie danie w solowym tańcu z kastanietami wybiegła dziewczynka dwunasto czy trzynastoletnia, która zarazem odśpiewała piosenkę.
Była to perła rodziny... Afisz zwał ją Lorką... Zwróciła oczy księcia... Była istotnie perłą na śmiecisku, cudownéj piękności, niezrównanego wrodzonego wdzięku, ze słowiczym choć niewprawnym głoskiem, a swawolna, zalotna, nad wiek rozwinięta.
Książę począł bić ogromne brawa... Lorka musiała dwa razy piosnkę odśpiewać i dwa razy odtańczyć bolero... Skłoniła się potém nielicznéj publice, księciu pocałunek od ust rączką posłała i znikła...
Na afiszu stało, iż Lorka raz jeszcze w końcu reprezentacyi występować miała i książę pozostał aż do końca, mimo że zmuszony był patrzeć na najnieznośniejsze w świecie ekwilibryczne sztuki i łamańce... Zachwycony był dzieweczką, a szczególniéj jéj pięknością i śmiałém obejściem...
Dotrwał więc w budzie, aby jeszcze raz Lorkę zobaczyć.
Śpiéwała potém jedną, trochę swawolną piosenkę, tańcując razem, a rozwinęła taki wdzięk w tym popisie, iż nietylko fantastyk nasz, ale co