Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/364

Ta strona została skorygowana.

do pracy, do któréj jednak długo ciężko mu było zebrać myśli.
Nie lepiéj się czuł Zdzisław, który wzburzony wybiegł na ulicę, a nie chcąc się przyznać do winy przed sobą, malował czyn swój jako heroiczny postępek i mężne ujęcie się za honor nieszczęśliwéj rodziny, która mu tyle dała przyjaźni dowodów... Był pewien, że inaczéj nie godziło mu się postąpić, że Żabicki był winien, że spełnił obowiązek... Przywiązało go to mocniéj jeszcze może do Alfa i jego matki.
Ochłonąwszy nieco po téj walce, o któréj postanowił nic nie wspominać nikomu... nad wieczór powrócił do Alfa, gdzie go jak zwykle przyjęto jako domowego. W istocie matka Robert’a okazywała mu przyjaźń coraz czulszą, i wywoływała w młodzieńczém jego sercu uczucie osobliwe, które napróżno w granicach poszanowania starał się utrzymać.
Nie przekraczał ich jednak dobrowolnie i tłómaczył je sobie jak mógł najprzyzwoiciéj.
Odkrycie pochodzenia pani Robert’owéj i jéj przeszłości, nietylko nie rozczarowało go, ale dziwnym sposobem przywiązało może więcéj jeszcze...
Ani też poznać po nim mogli wieczorem, że się cokolwiek więcéj o nich dowiedział nad to, co mu sami półgębkiem kiedy powiedzieli. Śmielszym był nieco — nic wiecéj.
Trafił na wielką naradę matki z synem. Szło