Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/373

Ta strona została skorygowana.

Zdzisławowi do ucha — widzę to dobrze, że się w Mini kocha... Pan jako przyjaciel powinienbyś go przestrzedz... że czas marnuje na ten affekt próżno. Jak mnie hrabio żywego widzisz... gdyby miliony miał a z miłości schnął, i gdyby Minia nawet do niego się przywiązała... czego Boże uchowaj — nigdybym jéj za niego nie dał. Nigdy w życiu!!
Zdzisław zdziwiony spojrzał w oczy staremu.
— Seryo mówię — kończył profesor... Wiem jego pochodzenie... książęce... to dla mnie dosyć... matka téż...
Prychnął profesor i mówił daléj:
— Niech to sobie kto chce za śmieszność poczyta, ale ja o ród stoję, o krew, o imię... za jakiegoś tam Robert’a, z lewéj ręki książęcéj, dziecka nie dam... Wstaliby z grobu Puciatowie przeciwko mnie...
Podniósł się stary, westchnął, przybrał uroczystą minę i powtórzył:
— Nigdy w świecie! nigdy! Niech idzie za ubogiego... niech w ostatku i za ladajakiego szlachetkę, ale za tego pochodzenia jegomości... nigdy w świecie...
Strzepnął rękami.
— Cóż on temu winien? panie profesorze... odezwał się Zdzisław po cichu.
— Nie winię go — odparł Puciata — ale go nie chcę. Więcéj powiem, żal mi go nawet...