Nagle zbliżyła się do niego i pocałowała go w czoło... Zdziś zarumienił się cały...
— Wolałabym, ciągnęła daléj, żeby Alf się jéj wyrzekł i w innéj zakochał, ale on ma moją naturę... serce gorące... namiętności gwałtowne... Czy będzie z nią szczęśliwy czy nie, a mieć ją musi... Taka natura nasza...
Westchnęła piękna pani...
— Znajdziemy sposób — musimy go znaleźć...
W tém nagle oczy się jéj zaiskrzyły, uderzyła w dłonie...
— Ty musisz nam pomódz...
— Ja? czém? jak? odezwał się hrabia...
Pani Robert’owa zbliżyła się do niego.
— Powiesz pewnie, że na taki pomysł tylko taka szalona kobieta jak ja zdobyć się może... ale mnie o Alfa chodzi. Co mi tam! a ty — ty nas zdradzić nie możesz....
Postąpiła kilka kroków...
— Ty się z nią ożenisz... ale od ołtarza rozejdziecie się natychmiast... Ona przez to małżeństwo stanie się panią swéj woli... Weźmiecie rozwód i Alf się z nią ożeni...
— Uderzyła w dłonie: — A co?
Zdzisław zerwał się z kanapy.
— Ale to nie może być! zawołał.
— Dla czego? ty jéj nie kochasz, nie możesz jéj kochać, dla ciebie ona obojętna, tobie to wszystko jedno... To przyjacielska usługa... Ja cię dopilnuję,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/376
Ta strona została skorygowana.