Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

już naznaczona do najwyższych dostojeństw osobistość — on kierował częścią religijną wychowania młodego hrabiego, wyborem nauczycieli, książek i wyrobienia zawczasu zdrowych zasad. Tak był jednak delikatnym, iż ucznia zbyt surowo nie trzymał i nie obarczał wcale, pilnując tylko spełniania ścisłego wszystkich form zewnętrznych.
Hrabina, Zdzisław, panna Róża z uwielbieniem byli dla kanonika, którego cześć i pochwały wszyscy mieli na ustach. Na widok jego panna Paklewska, bardzo pobożna, pospieszyła do ucałowania ręki, profesor się głęboko i uniżenie pokłonił. Kanonik uśmiechem słodyczy pełnym pozdrawiał wszystkich i cichym kroczkiem postępował do gabinetu hrabiny.
Tu wszyscy powstali na jego powitanie. Prezes z nadzwyczajną serdecznością uściskał kuzyna, gdyż byli w jakiémś pokrewieństwie...
Batystową chusteczką otarł znużony kanonik czoło, i zdjął rękawiczki, z pod których ukazał się piękny ametystowy pierścień jakby proroctwo biskupiego dostojeństwa. Miał téż prawo do pończoch fioletowych, które z pod przepysznéj sutanny teraz dopiero na jaw wyszły...
— Prezes o nas zapomniałeś od dawna — odezwał się kanonik żartobliwie, — zaniedbałeś swe obowiązki opiekuńcze...
— Miałem tu wyręczycieli, na których mogłem się spuścić — odparł Mohyła — takie anielskie serce