Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/383

Ta strona została skorygowana.

moją... musi mnie pokochać — moja miłość ją pokona...
— Alfie — pleciesz... mów chłodno... masz jéj wzajemność? Ochłoń, rozważ, mów...
Z oczyma wlepionemi w ścianę, stał długo chłopak i myślał...
— Tak jak ja ją kocham... ona mnie kochać nie może... jéj miłość jest inna... podobna do litości... chłodna, nierozbudzona... ale ona mnie znosi, cierpi... tego mi dosyć...
— Przyznam ci się, że patrzę na was, pośredniczę, pomagam, mówił Zdziś, a mimo to nie umiałbym powiedzieć, jak jesteście z sobą i jak ona usposobiona jest dla ciebie.
— Ona mnie musi kochać — przerwał burzliwie Alf: nie mów i nie myśl inaczéj, jeśli nie chcesz śmierci mojéj...
Począł się tragicznym krokiem przechadzać Alf. W jego ruchach było wiele młodzieńczéj przesady egzaltacyi, któréj siedlisko nie koniecznie w sercu być mogło — ale zarazem uczuł Zdzisław, że ta miłość być musiała rzeczywistą, gorącą namiętną.
— Uspokój się — rzekł — staraj poskromić... Pierwsza to twoja miłość, rozumiem ją, mam dla ciebie współczucie największe... ale są i nieszczęśliwe na świecie przywiązania, nieodzwzajomione... a Wertherów na świecie mało... Trapić matkę, umierać, dręczyć się... nie wiem czy warto.